RolnictwoRolnicy w kajdankach, bo... weterynarze nie badali świń
13.12.2021
Udostępnij artykuł:
Jest afera. Łódzka policja informuje o zarzutach postawionych weterynarzom i hodowcom świń z powiatu piotrkowskiego. Rolnicy o godz. 6 rano zostali zakuci w kajdanki i zawiezieni w celu złożenia zeznań. - Żyjemy w czasach, gdzie jest covid, i lekarz przez telefon może wystawić receptę, a gdy zadzwonimy do weterynarza, żeby wystawił świadectwo, za które my płacimy z własnej kieszeni jesteśmy ciągani po sądach jako oskarżeni - mówi jedna z zakutych w kajdanki rolniczek. W sprawie interweniuje także Jan Krzysztof Ardanowski, przewodniczący Rady do spraw Wsi i Rolnictwa przy Prezydencie RP.
zdjecie-1

Policjanci z Wydziału do walki z Korupcją KWP w Łodzi prowadząc czynności w ramach śledztwa Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim zatrzymali 23 podejrzewanych.

- Osoby te mają związek z nielegalnym procederem dotyczącym lekarzy weterynarii i hodowców trzody chlewnej, którzy uzyskiwali bez badania zaświadczenia o stanie zdrowia świń - informuje mł. insp. Joanna Kącka, oficer prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Policja opisuje sprawę tak: 7 grudnia 2021 r. funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi, wsparci przez policjantów z innych jednostek, w ramach dwóch śledztw zatrzymali łącznie 23 osoby (w tym czterech lekarzy weterynarii i 19 hodowców trzody chlewnej).

- Jak wynika z zebranego materiału dowodowego, kilku lekarzy weterynarii niedopełniało obowiązków działając, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej - wyjaśnia mł. insp. Joanna Kącka. Dokładnie dopuścili się przestępstwa przez niewykonywanie badań trzody chlewnej przed wystawieniem świadectwa zdrowia świń. Tym samym w tych dokumentach poświadczali nieprawdę co do okoliczności mających znaczenie prawne. Nie badając stwierdzali, że zwierzęta te nie miały w danym dniu objawów chorób działając tym samym na szkodę interesu publicznego.

Rolnicy opowiadają jak wyglądało zatrzymanie hodowców trzody. Gospodarzy w godzinach porannych w kajdankach zawieziono do piotrkowskiej prokuratury na przesłuchania. W mediach społecznościowych, na profilu Solidarności Rolników w Piotrkowie Trybunalskim informacji jest znacznie więcej.

- Nie mam gospodarstwa, kontaktowałam się z weterynarzem aby wystawił świadectwo i był zarejestrowany mój numer, gdy rodzice sprzedawali świnie - mówi Joanna Terka, córka jednego z działaczy związku i jednocześnie hodowcy trzody. - Dlatego jestem oskarżona i to jest tak ciężki czyn, że wchodząc na komendę policji założono mi kajdanki i będąc w prokuraturze również miałam kajdanki. Odebrano mi telefon, nie miałam możliwości nawet skontaktowania się z nikim. O tej godzinie człowiek dobrze nie myśli. Na początku myślałam, ze to jakiś głupi żart. Zdążyłam jeszcze zabrać szybko zwierzęta (psy), ponieważ, jak się później dowiedziałam, jeśli bym tego nie zrobiła, to oni mogli wejść na posesję, a zwierzęta byłyby nieważne, oni mogliby je nawet zastrzelić.

Ze strony pani Joanny padają ostre słowa.

- Pani prokurator była dla mnie nieprzyjemna, wymusiła na mnie, ze mam się przyznać lub nieprzyznać: nie mamy dużo czasu, wszyscy są zmęczeni, niech się pani szybko zdecyduje - relacjonuje przesłuchanie rolniczka. - A ja z tego, co mi odczytano nie byłam w stanie zrozumieć o co chodzi. Od godz. 6 do 14 błam na nogach w jednym wielkim szoku... i nie wiedziałam, czego tak naprawdę ode mnie chcą. Żyjemy w czasach, gdzie jest covid, i lekarz przez telefon może wystawić receptę na silnie działające leki i nie ma z tym problemu, a gdy zadzwonimy do weterynarza, żeby wystawił świadectwo, za które my płacimy z własnej kieszeni jesteśmy ciągani po sądach jako oskarżeni.

Rolnicy - związkowcy nie kryją żalu. Pytają, czy rzeczywiście środki zastosowane podczas zatrzymania były adekwatne do sytuacji.

- Opinia publiczna musi się dowiedzieć, czy naprawdę ci rolnicy, którzy byli ściągani z łóżek, zakuwani w kajdanki i wyprowadzani jak przestępcy na ulicę... czy oni rzeczywiście są przestępcami - mówi jeden ze związkowców.

Podobnego zdania jest także Jan Krzysztof Ardanowski, który w mediach społecznościowych nie kryje oburzenia.

- Zarzuty wystawiania świadectw zdrowia przez urzędowych lekarzy weterynarii bez badania przyżyciowego kierowanych do sprzedaży tuczników, będące raczej błędem urzędników, a nie rolników, są nieadekwatne do zastosowanych przez Policję działań. Rolnicy, a znam ich wielu, w tym szefa miejscowej Solidarności RI, po wezwaniu, sami zgłosiliby się na przesłuchanie - komentuje Jan Krzysztof Ardanowski, przewodniczący Rady do spraw Wsi i Rolnictwa przy Prezydencie RP. Ta manifestacja siły i zastraszenia rolników, niestety, przypomina mi wyprowadzenie mnie w kajdankach, po aresztowaniu w domu rodzinnym, w czasie stanu wojennego. Takie skojarzenie ciśnie mi się, gdy myślę o tym bulwersującym i podłym zachowaniu służby, która powinna cieszyć się w wolnej Polsce uzasadnionym szacunkiem obywateli. Traktuję wydarzenia związane z bezsensownym użyciem przemocy wobec rolników jako prowokację lub kompletną głupotę.

Związkowcy zapowiadają protest.

- Za tydzień, za miesiąc, za rok każdego z nas może spotkać to, co teraz spotkało żony i córki naszych kolegów - mówi inny związkowiec. - My, jako Solidarność Rolników organizujemy w środę protest pod prokuraturą. Mam nadzieję, ze będzie nas dużo, bo musimy się wspierać.

- Domagam się wyjaśnienia kto i na czyje polecenie wydał taki rozkaz - dodaje Ardanowski. - Napięta sytuacja na wsi, spowodowana szkodliwą „Piątką dla zwierząt” i zmarnowanym rokiem w rozwiązywaniu problemów polskiej wsi, wymaga łagodzenia napięć ze strony państwa i jego służb, a nie podsycania niepokoju i wzajemnej wrogości. Skandaliczna, szkodliwa pod względem odbioru społecznego akcja Policji jest absolutnym „strzałem w stopę” rządu i naszej formacji. Komu na tym zależało?

foto: Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi

avatar
Dev Admin
Oceń ten artykuł
(0/5 na podstawie 0 głosów)